poniedziałek, 11 lutego 2013

Było dobrze, a jest chu..wo!!!!!!

Plan treningowy przebiega dobrze, czuje się coraz lepiej więc ostatnie przetarcie na Grand Prix zBiegiemNatury powinno dużo powiedzieć o mojej dyspozycji przed " Urodzinowym biegiem w Gdyni ". Trasa biegu na GP jest ciężka i wymagająca, a do tego roztapiający się śnieg, błoto i miejscami lód przekonał mnie do tego żeby założyć kolce. Jako że jestem instruktorem zBiegiemNatury musiałem przeprowadzić wspólną rozgrzewkę dla wszystkich chętnych.


Na starcie było kilku dobrych zawodników więc z góry było wiadomo że za darmo nic nie dadzą i będzie trzeba trochę spinać pośladki i też tak było. Wybór kolców był strzałem w dziesiątkę bo na lodzie trzymały idealnie ale konkurencja też ma rozum i wszyscy liczący się zawodnicy mieli w podeszwach metalowe grzebnięcie :) Od razu po starcie na 5 km tresę zabrałem się z najmocniejszą grupą czyli Przysiężnym i Gurfinkielem wąchając ich plecy, planu nie było więc liczyłem że po 3 km samopoczucie samo powie na co mnie dzisiaj stać.

Tuż przed 4km zaatakował Przysiężny i to wystarczyło żeby zwyciężyć po raz 4ty w tym cyklu GP, Gurfinkiel wpadł  drugi, a ja cieszyłem się z trzeciego miejsca bo samopoczucie jak widać na załączonym obrazku nie było najlepsze. Padł rekord trasy poprawiony o około 30sek, a średnia biegu jak na tak ciężką i górzysta trasę wyszła po 3:31. Samopoczucie na tych zawodników było za słabe ale z formy jestem zadowolony.

Za tydzień bieg urodzinowy, a ja na dwa dni przed w czwartek budzę się z rozwalonym gardłem, na treningu tego dnia zaczyna mnie strasznie boleć achilles, a jakby tego było mało wieczorem dostaję lekkiej gorączki. Decyzja jest jedna odpuszczam i w sobotę nie staruję :(  Czasami mam tak ze ambicje nie idą w parze z rozumem i w piątek pomimo kaszlu i nadal bolącego achillesa wychodzę na trening po którym podejmuję decyzję startu. Obudziłem się zawalony katarem, ale im bliżej startu tym byłem bardziej naładowany i gotowy do biegu. Na rozgrzewce kombinowałem jak biec lewą noga żeby achilles nie bolał i móc się normalnie wybijać z palców. 



Niestety nie szło zniwelować bólu pomimo adrenaliny jaką wywoływał bieg, 5 km po drodze 15:53, niby dobrze ale z kibicujących znajomych i rodziny usłyszałem tylko ze biegłem jak kulawy konik.

 I teraz najważniejsze, dobiegam do mety i widzę że 32:30 będzie złamane, przed biegiem jak na ten okres i obecne przeziębienie liczyłem po cichu na łamanie 33 min, a więc czas nie jest zły ale na 15 m przed linią mety zatrzymują mnie organizatorzy i karzą jeszcze biec nie dużą pętlę. Byłem w szoku ale jedyna droga żeby kontynuować bieg było przeskoczenie barierek z transparentami wyznaczającymi trasę przebiegnięcie po trawniku na drogę i kontynuowanie trasy.

                                Barierki  do przeskakiwania za plecami i kibice do wymijania :)

Jak się na koniec okazało organizatorzy zaspali i pierwsze 21 osób biegło trasę o 600 m dłuższą. Przyznali się do błędu i każdemu odejmowali 2 min. trochę nie fair jak dla mnie bo z tych osób tylko ja wbiegłem regulaminowo ale cofnęli mnie i musiałem skakać po barierkach i robić tą dogrywkę. Na szczęście na zajętej pozycji przez ten błąd ani nie zyskałem ani nie straciłem ale czas biegu byłby na pewno inny. Bieg fajny, podziękowania dla Suchego za rewelacyjną trasę w postaci jednej pętli, ale tego śpiocha co zaspał przy finisz kierując zawodników to za ucho trzeba wytargać.
Po biegu już nie byłem w stanie roztruchtać, achilles tak bolał że aż kulałem, teraz jestem na obozie w Szklarskiej Porębie i zamiast biegać i szlifować formę, to leżę w łóżku z chusteczkami do nosa cały zasmarkany i o bieganiu na najbliższy czas mogę zapomnieć, za 2-3 dni dopiero spróbuję coś potruchtać ale boję się że to coś poważniejszego z tym achillesem. Czasami zachowuję się jak dziecko ale do póki to się nie zmieni to będę w ten sposób pokutował. Więc życzcie mi lepiej szybkiego powrotu do zdrowia i do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz